Dziś tak wiele słyszy się w przestrzeni rozwoju osobistego i duchowego o tym by wrócić do siebie…do siebie prawdziwej, do siebie autentycznej, by odkryć swoją tożsamość i żyć w zgodzie ze sobą, z planem duszy, żyć w pełni i kochać siebie… ale co to tak właściwie oznacza? Czy to oznacza metaforyczne obieranie kolejnych warstw cebuli by dokopać się do tego co pod nimi, co w głębi schowane, zapomniane a może nigdy nieodkryte? I kiedy właściwie wiadomo, że to już?
Iluzja powrotu: kiedy poznajemy siebie naprawdę?
Kiedyś myślałam, że tak i też do tego dążyłam w myśl słów „by być sobą musisz zapomnieć kim nauczono Cię być”. Były szkoły, kursy, warsztaty, medytacje, afirmacje, książki, różne wyzwania, podcasty. Było odkrywanie, oddawanie i transformowanie niewspierających przekonań, były zmiany nawyków, terapia, praca z przeszłością, z wewnętrznym dzieckiem, praca z pewnością siebie, wybaczeniem, akceptacją, wdzięcznością, celami na przyszłość oraz wiele innych rzeczy i pewnie wiele tego, co każdy, kto wszedł na ścieżkę rozwoju czy też pracy nad sobą i ze sobą dobrze zna. I choć raz ta praca szła mi lepiej a raz gorzej, raz coś się udało a czasem do dziś nie, to wierzyłam w to, że jak już to wszystko zrobię, jak tam dojdę to będą sobą, to poznam siebie taką jaką jestem naprawdę kiedy nikt nie patrzy, taką jaką boję się pokazać, że zrozumiem siebie, swoją drogę i misję, że moje życie się odmieni zgodnie z moimi manifestacjami…że poczuję ten sens wszystkiego dosłownie ale przede wszystkim sen istnienia, który dla numerologicznej 1 jest szczególnie ważny, o ile nie najważniejszy.

Codzienność, doświadczenia i lekcje
A co się wydarzyło? Bo niekoniecznie to o czym napisałam powyżej, a przynajmniej nie w tamtym czasie i nie w pełni o jakiej myślałam. Wydarzyło się to, że spotkałam się nie z sobą prawdziwą a z sobą, której nie znam, z jeszcze większą niewiadomą, z pustką, która krzyczała we mnie i odebrała sens, sens mnie, mojego istnienia, tego co robię i do czego dążę, tego kim jestem. Pamiętam to rozczarowanie bo przecież nie tak miało być pomieszane pomimo wszystko z dumą i wdzięcznością, że pomimo tylu obaw i braków wyszłam z tej dotychczasowej iluzji strefy komfortu i poczucia bezpieczeństwa i doszłam tutaj z wieloma zmianami oraz sukcesami, które dzisiaj są moim fundamentem w dalszej drodze i procesie, ale już nie wracania do siebie a tworzenia siebie. Bo czy można wrócić do siebie? Do czegoś czego się tak naprawdę nie zna, nie pamięta świadomie a sygnały z ciała i podświadomości to za mało? Nawet po tej całej pracy i procesach, po uzdrowieniu tak wielu części w sobie, po zdjęciu masek i przed tym wszystkim co jeszcze jest i będzie? Czy możliwy jest powrót do tej wersji siebie, którą byłam 40, 20, 10 lat temu a nawet rok temu? Choćby do tej siebie, która 2 lata temu była taka szczupła i nosiła sukienki ale sama wychowywała synka? Do tej siebie, która miała wielu znajomych ale dopasowywała się by nie czuć odrzucenia? Czy to nie jest tworzenie kolejnych warunków bycia szczęśliwą i życia w obfitości wtedy kiedy…..będę szczupła, skończę kolejne studia, będę miała męża/dzieci, kupię dom itd., itd. a tym samym zapraszania przeszłości do teraźniejszości w tęsknocie za tym co było lub uciekanie w świat fantazji co do przyszłości, której pragniemy?

Czy nie jest czasem tak, że nie da się wrócić do siebie sprzed X czasu bo te X czasu temu pomimo że byłam np. szczupła, czy w związku, czy miałam więcej pieniędzy to przede wszystkim byłam inną osobą, z innymi doświadczeniami na tamten moment życia, z inną wiedzą, z innymi wartościami i priorytetami w życiu, z innym zdrowiem i podejmowałam decyzje i żyłam adekwatnie na tamten czas?
W moim odczuciu praca z rozwojem służy nam do uzdrowienia siebie, do uznania naszej przeszłości, naszych doświadczeń, zasobów i talentów, naszej drogi do siebie, po to żeby dojść do tej pustki, do tej niepewności i niewiedzy bo to jest właśnie moment przejścia gdzie stare sprawdza i woła, a nowe „czeka” na naszą decyzję i wybór każdego kolejnego i kolejnego i kolejnego dnia. Bo przecież jest też tak, że to czego nie zmieniasz to wybierasz. Czyż nie?
Budowanie własnej tożsamości
Bo przecież jest też tak, że to czego nie zmieniasz to wybierasz. Czyż nie?
Ważne by zadać sobie pytanie: Kim jestem dziś? Kim się czuję? Jaka jestem? Co lubię a co nie? Jakie są moje wartości w życiu i czym się kieruję? Po co i dlaczego to ważne? Kim jestem i kim się czuję kiedy realizuję te wartości? Na co to mi pozwala? Do czego dążę? Istotne jest również to by
takie pytania zadawać sobie co jakiś czas, bo przecież znów będzie tak, że za rok, 5, 10 będę już inną wersją siebie niż jestem dzisiaj, z innym doświadczeniem, wiedzą, ciałem, możliwościami. To nie znaczy, że porzucam starą wersję siebie, że odrzucam część siebie i to co było tylko, że biorę ze sobą wnioski z lekcji jakie otrzymałam i dziś mogę zadać sobie choćby pytanie gdy coś mnie spotyka: co czuję i co zamierzam z tym zrobić?

I właśnie każdy nowy dzień, każda nasza myśl, emocja, decyzja zapełnia tę przestrzeń pustki i ten moment przejścia nowym ale bardziej świadomym i zgodnym z nami, czyli tak naprawdę tworzy nas takimi jakimi jesteśmy tu i teraz, nie wczoraj i nie jutro ale dziś. I tak jak z jednej strony może to wydawać się przerażające tak z drugiej strony przynosi ulgę, spokój i wolność od oczekiwań innych wobec nas a nam przywraca sprawczość i wiarę w siebie i swoje możliwości, dzięki czemu w życiu płyniemy w większej zgodzie ze sobą i prawami wszechświata, a to z kolei daje spełnienie, harmonie i w moim przypadku ukochanie siebie na tyle ile dziś potrafię, na ile jestem gotowa i na ile czuję, że jest to moje i prawdziwe i dobrze mi z tym.
Numeroterapia jako narzędzie do odkrycia lęków i krytyka wewnętrznego
A jak do mojej drogi ma się Numeroterapia?
Mój proces trwa i trwać będzie a jednym z jego sukcesów jest to, że tworzę siebie również na drodze zawodowej, która jest moją misją i nie mogło być inaczej, że wobec tego trafiłam do Szkoły Numerologii a później na Numeroterapię. I to właśnie w tej przestrzeni podczas pracy z Arkuszem pracy z lękiem przyszedł moment kiedy odkryłam swój największy lęk, który miałam w sobie od zawsze, który wprowadzał mnie w tryb przetrwania i sabotował mnie razem z Bohunem, czyli moim krytykiem wewnętrznym na pełen etat we wszystkich sferach mojego życia – lęk, że zawiodę samą siebie! Tak bardzo całe życie żyłam w dwójkowej perspektywie (2 z dnia i miesiąca) ukierunkowanej na wszystkich innych i dla innych, że nie zauważyłam, że mój lęk przed odrzuceniem, krytyką, oceną, byciem niewystarczającą, niezasługującą przykrywał tak naprawdę ten strach, że zawiodę samą siebie. A przecież „jak umiesz liczyć to licz na siebie”, więc zostaję sama i jak zawalę swoje plany i marzenia to znaczy, że tego nie osiągnę, moje życie się nie zmieni i nie odzyskam sensu a zależało to tylko ode mnie, bo przecież „wszystko czego potrzebujesz masz już w sobie”…Pamiętam jak to pracowało we mnie tygodniami aż na ostatnich zajęciach z Numeroterapii jako ostatnia z grupy miałam podzielić się podsumowaniem tego doświadczenia i pękłam, rozpłakałam się, wypowiedziałam na głos swój największy lęk – jak numerologiczna 1 może zawieść samą siebie, no jak?
Moment przełomu: konfrontacja z największym lękiem
Słowa Olgi i Dziewczyn z grupy zostały ze mną na długo po zajęciach, dały siłę i przypominały, że w tym czego doświadczałam w tamtej chwili jest sens. I ten sens do dziś mnie prowadzi ku sobie moją drogą, którą buduję w swoim tempie, tak jak tworzę i wybieram siebie każdego dnia dzięki temu, że pewnego dnia pozwoliłam sobie posłuchać siebie prawdziwej w ciszy i w przeszywającej pustce i pomimo lęku przed zmianą, przed nowym, przed sukcesem, przed tym Kim tak naprawdę jestem. A dziś czuję, że jestem sobą, nieidealną, niegotową na wiele rzeczy, nieodkrytą w pełni ale sobą, czego i Tobie życzę!
Marta C. Pietrzak, Numeroterapeutka